Amerykański sen – jak kiedyś wyglądała praca pośrednika?

Jako młody człowiek nie miałam jasnej wizji tego, kim chciałabym zostać w przyszłości.
Dopiero w szkole średniej wyklarował mi się wyraźny pomysł — wówczas stało się dla mnie rzeczą oczywistą i pewną, że zostanę adwokatem.
Czułam, że świetnie sprawdziłabym się w tym zawodzie — zawsze byłam osobą komunikatywną, wygadaną, miałam mocne poczucie, że chciałabym zmieniać świat.
W moim ówczesnym przekonaniu o pracy adwokata, człowiek wykonujący ten zawód chce pracować z ludźmi, pomagać im i ciągle się rozwijać.

Po szkole zaczęły się wakacje. Zdałam wszystkie egzaminy na prawo i postanowiłam podjąć pracę, aby po odłożeniu pierwszej w swoim życiu wypłaty korzystać z wakacyjnych szaleństw. Mówimy o 1992 r., zatem warto mieć na uwadze, że nie było takich portali, jak pracuj.pl — platformy rekrutacyjne znajdowały się w prasie oraz na witrynach sklepów i biur, które mijałam, spacerując po krakowskich ulicach.

Pewnego letniego popołudnia, idąc ul. Szewską, minęłam ekskluzywny butik, na którym widniało ogłoszenie Szukamy ekspedientki.
Nie zastanawiając się długo, zawróciłam, weszłam do sklepu i zapytałam, czy ogłoszenie jest aktualne. Zostałam zatrudniona w tym samym momencie.
Praca okazała się bardzo ciekawa. Piękne ciuchy, miłe klientki, pierwsze zarobione pieniądze — czego więcej potrzebuje młoda dziewczyna, która właśnie skończyła szkołę? Pamiętam dzień, gdy do sklepu weszła bardzo elegancka kobieta.
Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, i zdaje się, vice versa, ponieważ pani zaproponowała mi spotkanie rekrutacyjne.
Okazało się, że jej mąż jest właścicielem biura nieruchomości, które znajduje się kilka kroków od nas — przy ul. Karmelickiej. Stwierdziła, że już po krótkiej rozmowie ze mną jest przekonana o tym, że świetnie sprawdziłabym się w roli pośrednika nieruchomości.

Nie wiedziałam nawet, na czym dokładnie polega ten zawód. Moje wyobrażenia opierały się na wizerunku agenta nieruchomości rodem z amerykańskich filmów — to byli zazwyczaj bardzo eleganccy ludzie w dobrej klasy samochodach.
Pomyślałam sobie, że nie mam nic do stracenia. Jestem osobą, która działa natychmiast, dlatego zaraz po skończeniu swojej zmiany spakowałam rzeczy i poszłam na ul. Karmelicką. I – ku mojemu zaskoczeniu — kilka godzin później zostałam agentem nieruchomości.

Jednak w Polsce praca pośrednika nieco różniła się od amerykanskich filmów — ten zawód dopiero się rozwijał, nie było regulacji prawnych z nim związanych, ani żadnych stowarzyszeń, grup, organizacji.

Ale był to dopiero wierzchołek góry lodowej — nie było wtedy internetu ani komputerów.

Jak wyglądała moja praca w biurze? Umowy pisaliśmy na starej, zabytkowej maszynie do pisania, przez kalkę.

A pozyskiwanie nieruchomości? Na początku mieliśmy do dyspozycji dwie gazety: „Dziennik Polski” i „Echo Krakowa”. Te gazety zastępowały mi wszystkie portale internetowe, bez których dzisiaj nie wyobrażamy sobie pracy. Zakreślałam flamastrem te ogłoszenia, które mogły zainteresować moich klientów.

Handel nieruchomościami też wyglądał zupełnie inaczej, ponieważ nie było wtedy kredytów hipotecznych. Dokonywano transakcji gotówkowych. Nie było elektronicznych przelewów, zatem klienci przychodzili podpisać umowę z walizkami pełnymi pieniędzy. Gdy teraz o tym myślę, sama nie mogę powstrzymać śmiechu.

Okazało się, że mimo zupełnie innego wyobrażenia o tym zawodzie, rzeczywiście ta praca była stworzona dla mnie i stała się moją pasją. Byłam świadkiem wydarzeń, które zmieniały rynek nieruchomości — powstało m.in. Małopolskie Stowarzyszenie Pośredników w Obrocie Nieruchomościami, pojawiły się licencje zawodowe oraz dwutygodnik „Krakowski Rynek Nieruchomości” — wciąż mam jedno z wydań z lat 90., gdzie wraz z innymi agentami mamy wspólne zdjęcie na okładce.

Wszystko się dziś zmieniło — postęp technologiczny ogromnie ułatwił życie agenta. Jednak pewne rzeczy pozostały w tym zawodzie uniwersalne — mam na myśli predyspozycje osobowościowe, takie jak miejętność budowania relacji czy potrzeba poszerzania swojej wiedzy.

Ten zawód wciąż przyciąga ludzi, którzy mają otwarte umysły, chcą się rozwijać, zarabiać więcej, są ambitni. Trzeba łączyć w sobie żyłkę psychologa i umiejętność badania potrzeb klienta, pomagać w negocjacjach, nierzadko bywać mediatorem.

Czas, gdy zaczynałam swoją karierę, był naprawdę kosmiczny — dzisiaj lubię o nim opowiadać na szkoleniach, które prowadzę.

Doświadczenia, które zdobywałam przez te wszystkie lata dziś pomagają mi w pracy z agentami. Sama pośrednikiem nieruchomości już nie jestem — obecnie w POWER INVEST szkolę ludzi i zarażam ich swoją pasją.

Joanna Jakimowicz Dyrektor Oddziału POWER INVEST

źródło: „Krakowski Rynek Nieruchomości” Nr 25/2018